#książka - "Jutro, kiedy zaczęła się wojna" J.Marsden
Już kilka ładnych lat nie sięgam po książki klasyfikowane jako młodzieżowe. Odpowiedź na pytanie dlaczego jest prosta - od dłuższego czasu są nudne i przewidywalne. Przynajmniej dla mnie. Na hasło "literatura młodzieżowa" w głowie włącza mi się czerwona lampka podświetlająca neony z hasłami - wampirzy romans, słabe fantasy czy przeciętne ludki nagle burzące systemy władające państwami. Mało który z tych zamysłów kończy się pozytywnie. Ale co ja tam wiem.
Ostatnią z młodzieżowych książek jakie czytałam i z jaką mam miłe wspomnienia jest "Jutro" Johna Marsdena. Recz jasna nie z całą serią jaka się ukazała, ale o tym później. Po raz pierwszy zetknęłam się z nią będąc jeszcze w gimnazjum, czyli około czterech lat temu. Dostałam ją od swojej ówczesnej polonistki (zaczynam stwierdzać, że moje gimnazjalni poloniści mieli na mnie zbyt duży wpływ) i chyba nikt po mnie po te książkę nie sięgnął. A szkoda, bo może odwidziałoby im się uwielbienia wampirów.
Historia jest dość prosta, przynajmniej na początku. Siódemka szkolnych znajomych - Ellie, Homer, Robyn, Lee, Kevin, Corrie i Fi, wybierają się na kilkudniową wycieczkę do gór zwanych Piekłem. To tam zawiązują się między nimi przyjaźnie, a nawet miłości. Jednak cały urok znika gdy wracają do domu. Nikt ich tam nie wyczekuje, nikt ich nie wita. Nikt poza ciszą, niepewnością i tajemnicą. Ich rodziny zniknęły, wokoło nic nie działa, ani widu ani słychu wyjaśnienia. Okazuje się, że ich kraj został zaatakowany, a oni wydają się jedynymi niepojmanymi ludźmi muszącymi walczyć w jego obronie.
W dobie, gdy historie kierowane do nastolatków usłane są różami, "Jutro" to ewenement. Zmusza do myślenia i przeanalizowania sytuacji w jakich znajdują się bohaterowie. Wymaga zdecydowanie więcej uwagi i świadomości od czytelnika.Więc dla niektórych może być swego rodzaju wyzwaniem. Do tego ma jedną cechę, której brakuje innym historią młodzieżowym - realizm. W końcu kto powiedział, że to co spotkało bohaterów książki, odpukać, nie zdarzy się gdzieś naprawdę?
I choć temat jest nieco trudny, w końcu chodzi tutaj o wojnę, to język jakim posługuje się Marsden jest prosty. Dzięki temu sytuacja bohaterów jest dla nas zdecydowanie łatwiejsza do przyjęcia. Do tego narratorka, Ellie jak i reszta jej znajomych, to zwykłe dzieciaki. Dokładnie takie jak my wszyscy, teraz czy kiedyś (zależy w jakim wieku jesteś, mój Drogi Czytelniku). Czytając tę książkę i mając na koncie mniej więcej tyle lat co bohaterowie, łatwiej jest się wczuć w ich sytuację. Zrozumieć ich zachowania czy reakcję, a nawet zastanowić się, jak samemu człek by się zachował gdyby przyszło co do czego.
Prócz tematyki, która wybija się na tle innych pozycji tego typu, "Jutro" wyróżnia się też rzeczą jakże prostą - miejscem akcji. Podczas gdy akcja większości, o ile nie wszystkich, książek dla młodzieży rozgrywa się w USA, Marsden akcje przenosi do swojego kraju - Australii. Drobnostka, ale jakże miła odmiana. Ciut odmienna kultura i mentalność ludzka daje plusika historii.
Przy książkach, których autorami są mężczyźni, a głównym bohaterem opisującym historię kobieta, zawsze zaznaczam, że takiemu pisarzowi należy się pochwała. Wiadomo, nie łatwo jest pisać z kobiecego punktu widzenia, kobietą nie będąc. I rzecz jasna vice-versa. Jednak uczynienie narratorem, tak jak zrobił to Marsden, nastolatki i poprowadzenie nią wiarygodnie całej historii jest nie lada zadaniem. Tajemnicą nie jest, że kobiety, a nastolatki już zwłaszcza, są skomplikowanymi istotami, które czasami same siebie nie rozumieją (jestem tego świetnym przykładem), a co dopiero mowa tu o dorosłym mężczyźnie. Dlatego, za uczynienie Ellie wiarygodną narratorką panu Marsden'owi należą się duże brawa.
"Jutro, kiedy zaczęła się wojna" to pierwsza część serii liczącej sobie siedem pozycji. Osobiście dotrwałam do części piątej, choć była dla mnie męcząca. Pierwsze trzy książki uważam za rewelacyjne. Później stało się to czego tak bardzo nie lubię w młodzieżówkach - zbyt szybko pojawiające się kolejne części serii z reguły oznaczają upadek historii. Nie twierdzę, że nie zapoznam się z resztą historii Ellie i jej przyjaciół, bo może to zrobię. Ale tylko wtedy gdy nie zrażę się znowu w połowię serii.
Jedna mała rada - jeśli zdecydujesz się sięgnąć po "Jutro, kiedy zaczęła się wojna", do czego zachęcam, nie bierz tej książki ze sobą w daleką podróż od domu. No chyba, że chcesz rozpocząć opracowanie planu odbicia swojego kraju z rąk nieprzyjaciela.
Ostatnią z młodzieżowych książek jakie czytałam i z jaką mam miłe wspomnienia jest "Jutro" Johna Marsdena. Recz jasna nie z całą serią jaka się ukazała, ale o tym później. Po raz pierwszy zetknęłam się z nią będąc jeszcze w gimnazjum, czyli około czterech lat temu. Dostałam ją od swojej ówczesnej polonistki (zaczynam stwierdzać, że moje gimnazjalni poloniści mieli na mnie zbyt duży wpływ) i chyba nikt po mnie po te książkę nie sięgnął. A szkoda, bo może odwidziałoby im się uwielbienia wampirów.
(Zdjęcie prawdopodobnie wymienię, gdyż jego tragiczna jakość niezmiernie mnie mierzi.) |
Historia jest dość prosta, przynajmniej na początku. Siódemka szkolnych znajomych - Ellie, Homer, Robyn, Lee, Kevin, Corrie i Fi, wybierają się na kilkudniową wycieczkę do gór zwanych Piekłem. To tam zawiązują się między nimi przyjaźnie, a nawet miłości. Jednak cały urok znika gdy wracają do domu. Nikt ich tam nie wyczekuje, nikt ich nie wita. Nikt poza ciszą, niepewnością i tajemnicą. Ich rodziny zniknęły, wokoło nic nie działa, ani widu ani słychu wyjaśnienia. Okazuje się, że ich kraj został zaatakowany, a oni wydają się jedynymi niepojmanymi ludźmi muszącymi walczyć w jego obronie.
W dobie, gdy historie kierowane do nastolatków usłane są różami, "Jutro" to ewenement. Zmusza do myślenia i przeanalizowania sytuacji w jakich znajdują się bohaterowie. Wymaga zdecydowanie więcej uwagi i świadomości od czytelnika.Więc dla niektórych może być swego rodzaju wyzwaniem. Do tego ma jedną cechę, której brakuje innym historią młodzieżowym - realizm. W końcu kto powiedział, że to co spotkało bohaterów książki, odpukać, nie zdarzy się gdzieś naprawdę?
I choć temat jest nieco trudny, w końcu chodzi tutaj o wojnę, to język jakim posługuje się Marsden jest prosty. Dzięki temu sytuacja bohaterów jest dla nas zdecydowanie łatwiejsza do przyjęcia. Do tego narratorka, Ellie jak i reszta jej znajomych, to zwykłe dzieciaki. Dokładnie takie jak my wszyscy, teraz czy kiedyś (zależy w jakim wieku jesteś, mój Drogi Czytelniku). Czytając tę książkę i mając na koncie mniej więcej tyle lat co bohaterowie, łatwiej jest się wczuć w ich sytuację. Zrozumieć ich zachowania czy reakcję, a nawet zastanowić się, jak samemu człek by się zachował gdyby przyszło co do czego.
Prócz tematyki, która wybija się na tle innych pozycji tego typu, "Jutro" wyróżnia się też rzeczą jakże prostą - miejscem akcji. Podczas gdy akcja większości, o ile nie wszystkich, książek dla młodzieży rozgrywa się w USA, Marsden akcje przenosi do swojego kraju - Australii. Drobnostka, ale jakże miła odmiana. Ciut odmienna kultura i mentalność ludzka daje plusika historii.
Przy książkach, których autorami są mężczyźni, a głównym bohaterem opisującym historię kobieta, zawsze zaznaczam, że takiemu pisarzowi należy się pochwała. Wiadomo, nie łatwo jest pisać z kobiecego punktu widzenia, kobietą nie będąc. I rzecz jasna vice-versa. Jednak uczynienie narratorem, tak jak zrobił to Marsden, nastolatki i poprowadzenie nią wiarygodnie całej historii jest nie lada zadaniem. Tajemnicą nie jest, że kobiety, a nastolatki już zwłaszcza, są skomplikowanymi istotami, które czasami same siebie nie rozumieją (jestem tego świetnym przykładem), a co dopiero mowa tu o dorosłym mężczyźnie. Dlatego, za uczynienie Ellie wiarygodną narratorką panu Marsden'owi należą się duże brawa.
"Jutro, kiedy zaczęła się wojna" to pierwsza część serii liczącej sobie siedem pozycji. Osobiście dotrwałam do części piątej, choć była dla mnie męcząca. Pierwsze trzy książki uważam za rewelacyjne. Później stało się to czego tak bardzo nie lubię w młodzieżówkach - zbyt szybko pojawiające się kolejne części serii z reguły oznaczają upadek historii. Nie twierdzę, że nie zapoznam się z resztą historii Ellie i jej przyjaciół, bo może to zrobię. Ale tylko wtedy gdy nie zrażę się znowu w połowię serii.
Jedna mała rada - jeśli zdecydujesz się sięgnąć po "Jutro, kiedy zaczęła się wojna", do czego zachęcam, nie bierz tej książki ze sobą w daleką podróż od domu. No chyba, że chcesz rozpocząć opracowanie planu odbicia swojego kraju z rąk nieprzyjaciela.
Zgadam się, książka fantastyczna, ale autor przesadził z ilością tomów. Sama też miałam dość gdzieś w połowie :/ Musiałam sobie zrobić przerwę. Teraz miło wspominam, ale nie przeczytałabym tego jeszcze raz ciurkiem ;)
OdpowiedzUsuńDużo teraz się widzi recenzji o tej książce. Pamiętam, że chyba w szóstej klasie znalazłam ją na półce w bibliotece szkolnej i (nawet nie pamiętam dlaczego) odłożyłam ją w połowie.
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie nabrałam niebywałej ochoty, aby ją dokończyć. :)
Ja tę serię kocham. Kocham! Naprawdę, to nie zasługuje na miano literatury młodzieżowej, bo ta nazwa źle mi się kojarzy. Kroniki Ellie, trzy części po siedmiu głównych, to było za duzo, choc i tak przeczytalam z ochotą. Na pewno długo nie zapomne ;)
OdpowiedzUsuńJuż wiele razy widziałam calutką serię w księgarniach i wiele razy o niej marzyłam, gdyż taka tematyka jest mi bliska sercu. Myślę, że bardzo by mi się spodobała i chciałabym już w końcu na własnej skórze się o tym przekonać :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że czytałam ale niestety nie dokończyłam :( Obejrzałam tylko film :P Ale może wrócę do tej serii :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie wszystkie części serii są tak ciekawe. Czasami trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć dość. :)
OdpowiedzUsuńTeż polubiłam tą historię, przeczytałam już I część i bardzo mi się spodobała. Kupiłam następną, ale minie trochę czasu zanim po nią sięgnę więc chyba odpuszczę sobie kolejne tomy. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń