#lajfik - Publiczna książka
Czasami zastanawiam się nad rzeczami błahymi. Na jaki kolor pomalować paznokcie? Co zjeść na śniadanie? Którym autobusem dojechać na uczelnie? Wypić kolejne piwo ze znajomymi?
Zdarza mi się jednak, rozmyślać nad sprawami ważniejszymi. Dobrze zrobiłam idąc na studia? Co mam ze sobą począć w życiu? Czy nie powinnam skupić się na wszystkim innym tylko nie internecie? Może czas zrobić jakieś kursy czy szkolenia?
Momentami, mam wrażenie, że odrzucam te dwa odległe sobie bieguny i skupiam się na rzeczach ni to błahych, ni poważnych. Albo inaczej, na rzeczach błahych dla kogoś innego, ale dla mnie w jakimś stopniu ważnych.
Zacznę od początku. Od lat jestem stałym bywalcem różnorodnych środków transportu publicznego. Zwłaszcza autobusów i busów, a te jak wiadomo, mało kiedy zatłoczone nie są. Do tego jestem obserwatorem. Uwielbiam spoglądać po ludziach i starać się zrozumieć ich zachowania. Na przestrzeni tak małej jak bus mieszczący około 30 pasażerów (który i tak jest przeładowany, bo kto by dbał o komfort i bezpieczeństwo jazdy?) ciężko nie znaleźć sobie przynajmniej jednej ofiary tego typu. Zwłaszcza gdy przemierzasz busem praktycznie całą jego kilkudziesięcio kilometrową trasę. I pomimo, że siedzę na jednym z ostatnich siedzeń, w uszach mam słuchawki i udaje, że mijany widok za oknem jest niezwykle absorbujący, i tak obserwuje pasażerów.
Są jednak momenty gdy tego nie robię. Wystarczy, że w torebce/torbie mam książkę. Wtedy pochłania mnie ona na całość podróży, a z obserwatora staje się ofiarą.
Jeżeli kiedykolwiek usiadłeś w jakimkolwiek miejscu publicznym, nie tylko środku transportu bo i zwykły McDonald's wystarczy, po to by uciec w świat książkowej wyobraźni, bez wątpienia spotkałeś się z spojrzeniami zdumienia. I tutaj rodzi się temat moich zastanowień. Dlaczego?
Cóż jest takiego dziwnego w młodych ludziach czytających w miejscach publicznych?
Ludzie uparcie twierdzą, że dzisiejsza młodzież czy też "obecne pokolenie" stroni od kultury, a książek to w pierwszej kolejności. Powinni być zadowoleni z faktu, że co raz więcej młodych (chociaż nie wiem czy mój przedział wiekowy jeszcze do takowego się zalicza) ludzi sięga po literaturę. Nawet jeśli są to błahe pozycje. Zawsze jest ziarnko nadziei, że miłość do książek zakiełkuje i osoba stanie się książkoholikiem. Tak, kocham tworzyć nowe słowa.
Sama nie raz doświadczyłam mrożącego wręcz, wzroku zdziwienia osób siedzących obok mnie w autobusie, na widok kilkuset stronicowej książki otwartej na moich kolanach. Tak, nosze ze sobą książki mające po blisko 1000 stron. Coś w tym dziwnego? Tak, czytam takie książki. Właściwie to je kocham. Uwielbiam długie historie, o ile napisane są w sposób ciekawy i intrygujący. I nie, nie mam problemu z targaniem takiej książki ze sobą. Taki ciężar na ramieniu to ciężar radości.
Czasami uważam się za dziwaka, bo widząc kogoś czytającego pozycję, którą sama już znam, mam ochotę podejść i zagadnąć w tym temacie. Jednak boje się reakcji drugiego człowieka. Chyba tylko ja sama nie uznałabym siebie za psychiczną w takiej sytuacji i rozpoczęłabym normalną rozmowę na temat książki. Ale jak zareaguje ktoś inny? Nie mam pojęcia. Dlatego siedzę grzecznie z mordą na kłódkę.
Nie tylko w komunikacji miejskiej spotkałam się z tego rodzaju reakcją na moje "poczynania". Siedź sobie człowieku kulturalnie w parku, czytając książkę i delektuj się ostatnimi promieniami jesiennego słońca, a mijający ludzie będą patrzeć na Ciebie jak na dziwaka.
Jaki jest tego sens? Mam się wstydzić tego, że uwielbiam czytać i chcę poświęcić na to każdą możliwą chwilę? Powinnam się chować z książką w swoim pokoju i nie wspominać o tym, że w ogóle czytam?
Jeśli tak, to dlaczego zewsząd słyszę głosy "Moda na czytanie przeminęła", "Teraz już nikt nie czyta książek"? Po pierwsze, moda na czytanie to najgłupsze określenie życia. Książki były zawsze i zawsze są ludzie, którzy je czytają. Więc o jakiej modzie tu mowa, do cholery? Po drugie, mnóstwo osób czyta książki, tylko nie wszyscy robią to publicznie. Podejrzewam, że w dużej mierze może to mieć związek z ludzkimi reakcjami właśnie.
Dlatego, mój Drogi Czytelniku, jeśli kiedykolwiek spotkasz mnie czy to w pociągu czy w parku czytającą książkę, zamiast patrzeć się na mnie dziwnie, możesz podejść i porozmawiać. Ja tylko wyglądam źle, ale jak się postaram to nikogo nie gryzę. Najwyżej łaskoczę.
Zdarza mi się jednak, rozmyślać nad sprawami ważniejszymi. Dobrze zrobiłam idąc na studia? Co mam ze sobą począć w życiu? Czy nie powinnam skupić się na wszystkim innym tylko nie internecie? Może czas zrobić jakieś kursy czy szkolenia?
Momentami, mam wrażenie, że odrzucam te dwa odległe sobie bieguny i skupiam się na rzeczach ni to błahych, ni poważnych. Albo inaczej, na rzeczach błahych dla kogoś innego, ale dla mnie w jakimś stopniu ważnych.
Zacznę od początku. Od lat jestem stałym bywalcem różnorodnych środków transportu publicznego. Zwłaszcza autobusów i busów, a te jak wiadomo, mało kiedy zatłoczone nie są. Do tego jestem obserwatorem. Uwielbiam spoglądać po ludziach i starać się zrozumieć ich zachowania. Na przestrzeni tak małej jak bus mieszczący około 30 pasażerów (który i tak jest przeładowany, bo kto by dbał o komfort i bezpieczeństwo jazdy?) ciężko nie znaleźć sobie przynajmniej jednej ofiary tego typu. Zwłaszcza gdy przemierzasz busem praktycznie całą jego kilkudziesięcio kilometrową trasę. I pomimo, że siedzę na jednym z ostatnich siedzeń, w uszach mam słuchawki i udaje, że mijany widok za oknem jest niezwykle absorbujący, i tak obserwuje pasażerów.
Są jednak momenty gdy tego nie robię. Wystarczy, że w torebce/torbie mam książkę. Wtedy pochłania mnie ona na całość podróży, a z obserwatora staje się ofiarą.
Jeżeli kiedykolwiek usiadłeś w jakimkolwiek miejscu publicznym, nie tylko środku transportu bo i zwykły McDonald's wystarczy, po to by uciec w świat książkowej wyobraźni, bez wątpienia spotkałeś się z spojrzeniami zdumienia. I tutaj rodzi się temat moich zastanowień. Dlaczego?
Cóż jest takiego dziwnego w młodych ludziach czytających w miejscach publicznych?
Ludzie uparcie twierdzą, że dzisiejsza młodzież czy też "obecne pokolenie" stroni od kultury, a książek to w pierwszej kolejności. Powinni być zadowoleni z faktu, że co raz więcej młodych (chociaż nie wiem czy mój przedział wiekowy jeszcze do takowego się zalicza) ludzi sięga po literaturę. Nawet jeśli są to błahe pozycje. Zawsze jest ziarnko nadziei, że miłość do książek zakiełkuje i osoba stanie się książkoholikiem. Tak, kocham tworzyć nowe słowa.
Sama nie raz doświadczyłam mrożącego wręcz, wzroku zdziwienia osób siedzących obok mnie w autobusie, na widok kilkuset stronicowej książki otwartej na moich kolanach. Tak, nosze ze sobą książki mające po blisko 1000 stron. Coś w tym dziwnego? Tak, czytam takie książki. Właściwie to je kocham. Uwielbiam długie historie, o ile napisane są w sposób ciekawy i intrygujący. I nie, nie mam problemu z targaniem takiej książki ze sobą. Taki ciężar na ramieniu to ciężar radości.
Czasami uważam się za dziwaka, bo widząc kogoś czytającego pozycję, którą sama już znam, mam ochotę podejść i zagadnąć w tym temacie. Jednak boje się reakcji drugiego człowieka. Chyba tylko ja sama nie uznałabym siebie za psychiczną w takiej sytuacji i rozpoczęłabym normalną rozmowę na temat książki. Ale jak zareaguje ktoś inny? Nie mam pojęcia. Dlatego siedzę grzecznie z mordą na kłódkę.
Nie tylko w komunikacji miejskiej spotkałam się z tego rodzaju reakcją na moje "poczynania". Siedź sobie człowieku kulturalnie w parku, czytając książkę i delektuj się ostatnimi promieniami jesiennego słońca, a mijający ludzie będą patrzeć na Ciebie jak na dziwaka.
Jaki jest tego sens? Mam się wstydzić tego, że uwielbiam czytać i chcę poświęcić na to każdą możliwą chwilę? Powinnam się chować z książką w swoim pokoju i nie wspominać o tym, że w ogóle czytam?
Jeśli tak, to dlaczego zewsząd słyszę głosy "Moda na czytanie przeminęła", "Teraz już nikt nie czyta książek"? Po pierwsze, moda na czytanie to najgłupsze określenie życia. Książki były zawsze i zawsze są ludzie, którzy je czytają. Więc o jakiej modzie tu mowa, do cholery? Po drugie, mnóstwo osób czyta książki, tylko nie wszyscy robią to publicznie. Podejrzewam, że w dużej mierze może to mieć związek z ludzkimi reakcjami właśnie.
Dlatego, mój Drogi Czytelniku, jeśli kiedykolwiek spotkasz mnie czy to w pociągu czy w parku czytającą książkę, zamiast patrzeć się na mnie dziwnie, możesz podejść i porozmawiać. Ja tylko wyglądam źle, ale jak się postaram to nikogo nie gryzę. Najwyżej łaskoczę.
Bardzo często jeżdżę pociągiem, i mam tak samo. Ludzie patrzą krzywo, jakbym była trędowata. To chore. :)
OdpowiedzUsuńJa jeżdżę na co dzień MPKami i staram się czytać, kiedy jest ku temu możliwość :) w koncu dla studentki 15 minut to dużo ;D
OdpowiedzUsuńOstatnio w radio mówili, że Polak czyta półtora książki rocznie... Może i tak jest, ale ja czytam 60, mój mąż 5, mama 30 itd :) Mam mnóstwo rodziny i znajomych, którzy czytają, a ostatnio stwierdziłyśmy z przyjaciółką, że mieć ze sobą książkę jest jak najbardziej w modzie :)
OdpowiedzUsuńJak jechałam raz pociągiem to czytałam książkę i ludzie się na mnie patrzyli bardzo dziwnie.
OdpowiedzUsuńTwój blog i słowa, które kreujesz, mimowolnie przynoszą mi wewnętrzny spokój. Podobny stan osiągam, kiedy siadam z książką w jednej ręce i herbatą w drugiej, a zważywszy na tematykę Twoich postów, podejrzewam, że odbierzesz to jako komplement.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do tematu; sztuka czytania zanika. Jeżeli podtrzymywanie jej naraża ludzi na wrogie spojrzenia, co z tego? My żyjemy setkami żyć, oni marnują się w swoich ponurych rzeczywistościach.
Pozdrawiam i obiecuję, że jeszcze tutaj zajrzę.
Czytam książki często na nudnych lekcjach co skutkuje tym, że rówieśnicy mają mnie za jeszcze większego dziwologa niż jestem, ale jeżeli mam być szczera to pasuje mi taka etykietka :)
OdpowiedzUsuńKocham czytać! Czytam w drodze do szkoły, do pracy, czemu nie skorzystać jak są ostatnie promienie słońca by poczytać w parku?! I masz całkowitą racje. Gdziekolwiek nie zasiądziesz z książką, a jest to miejsce publiczne, ludzie robią z zdziwioną minę, a oczy takie jakby pierwszy raz widzieli książkę.
OdpowiedzUsuńCzęsto jeżdżę komunikacją miejską i nie widziałam jeszcze by ktokolwiek się patrzył dziwnie czy był zdumiony widząc kogoś czytającego. Żeby podczytywał coś, czy próbował dojrzeć tytuł, tak. Ludzie czytają w parkach i inych miejscach publicznych.
OdpowiedzUsuńMyslę, że większe zdziwienie budzi chęć targania tomiszcza ze sobą.
Równie dobrze te "zdumione spoojrzenia" mogły mieć zupełnie inne znaczenie, a wy sobie całość nadinterpretujecie.
Nie podoba mi się wymowa tego postu i robienie jakiejś "afery".
Niestety w dzisiejszych czasach ludzie nie są fanami książek. Oczywiście zdarzają się wyjątki i to całkiem sporo, a jednak większość populacji świata to ludzie zapatrzeni w swoje komórki. To przykre. Wg mnie książka ma jakąś swoją magię, kiedy czytam książki czuję się jakbym odkrywała wielką tajemnicę. Jakby te słowa były skierowane tylko do mnie. Książki odkąd pamiętam są moimi najlepszymi przyjaciółmi, przez jakiś okres uzależniłam się od technologii XXI w. i kompletnie nie czytałam książek. Dopiero parę tygodni temu dotarło do mnie, jak bardzo tęsknię za moimi przyjaciółmi. Muszę przyznać, że jestem więźniem internetu - jestem uzależniona od niego. Książki sprawiają, że choć przez chwilę staję się wolna.
OdpowiedzUsuńTWÓJ BLOG JEST CUDOWNY. Piszesz świetnym językiem :).