#książka - "Marsjanin" A.Weir
Wiecie jak to jest kupić książkę i na kilka dni przed rozpoczęciem lektury zorientować się, że jej tematyka praktycznie wcale was nie interesuje? Albo przynajmniej sprawia wam w życiu nie lada problemy?
Ja już wiem. Wiem, bo dokładnie tak miałam z "Marsjaninem". Przedmioty ścisłe nigdy nie były moją bajką, a tu sprawiłam sobie książkę w której jest ich pełno. Ale jako odważny i nieustraszony (przynajmniej w kwestii książek) człek, podjęłam się lektury ochoczo. I jak? Zacznijmy od początku.
Mark Watney, botanik i inżynier utknął na Marsie. Burza piaskowa, odcięła mu możliwość ucieczki z Czerwonej Planety i łączności z Ziemią. Uważany za zmarłego, postanawiać przetrwać i znaleźć drogę powrotną do domu.
Zanim zaczęłam lekturę, naszła mnie myśl - "Cholera, przecież to będzie jeden wielki monolog o fizyce i użalaniu się nad sobą. Warto?" Jednak nie lubię zostawiać na półce nieprzeczytanych książek za które zapłaciłam, więc rozpoczęłam lekturę. I zostałam zaskoczona.
"Marsjanin" pisany jest w formie dziennika. Nie takiego do zniszczenia, a takiego, który ma za zadanie przetrwać dla potomnych. To pamiętnik astronauty pozostawionego samemu sobie.
I to właśnie ten astronauta jest największych plusem tej książki. Ma ogromną wiedzę w dziedzinach ścisłych, którą potrafi skrzętnie i umiejętnie wykorzystać by przetrwać. Niezwykłą wole walki i działania, a co dla mnie najważniejsze, ma niebywały dystans do siebie i całej tej sytuacji i ogromne poczucie humoru. To ostatnie pokochałam w nim bezgranicznie.
Rzecz wiadoma - pełno tu pojęć naukowych i specjalistycznych. Czyli tego czego bałam się przed lekturą. I momentami jest ciężko, przynajmniej mnie było, bo ścisłowiec ze mnie żaden. Sięgając po książkę Weir'a trzeba mieć świadomość, że pełno tu naukowego gadania, które niejednego freaka kosmicznego pochłonęło by bez reszty. I choć orłem w temacie nie jestem, potrafiłam zrozumieć co się dzieje. Może nie w pełni, ale na tyle by się nie gubić. A i przy okazji nauczyłam się kilku ciekawych faktów.
Autor bardzo typowo przedstawił NASA. Jako bandę geniuszy, którzy całe dnie spędzają przed monitorami wyglądając tego co dzieje się poza planetą. Choć nieco przewidywalne, pasuje. No bo jak inaczej wyobrazić sobie geniuszy tego świata, jak nie pogrążonych w papierach i zabieganych wokół nowych projektów?
W samy Marku brakowało mi trochę jego samego. Dziennik opowiada głównie stronę techniczną jego życia na Marsie, czasami zahaczając tylko o jego wewnętrzne przemyślenia. Rozumiem wole walki i przeżycia, ale chyba każdy kto znalazłby się w takiej sytuacji doznałby załamania. Przynajmniej na początku.
Ta książka, choć tak cholernie naukowa, niezwykle wciąga i absorbuje. Ma w sobie coś co sprawia, że czytelnik kibicuje głównemu bohaterowi w jego poczynaniach do samego końca. I choć momentami ma się dość technicznej strony, ta fabularna przebija się przez nią wręcz prosząc o kontynuację lektury. Teraz tylko czekać na Watney'a na dużym ekranie!
Ja już wiem. Wiem, bo dokładnie tak miałam z "Marsjaninem". Przedmioty ścisłe nigdy nie były moją bajką, a tu sprawiłam sobie książkę w której jest ich pełno. Ale jako odważny i nieustraszony (przynajmniej w kwestii książek) człek, podjęłam się lektury ochoczo. I jak? Zacznijmy od początku.
Mark Watney, botanik i inżynier utknął na Marsie. Burza piaskowa, odcięła mu możliwość ucieczki z Czerwonej Planety i łączności z Ziemią. Uważany za zmarłego, postanawiać przetrwać i znaleźć drogę powrotną do domu.
Zanim zaczęłam lekturę, naszła mnie myśl - "Cholera, przecież to będzie jeden wielki monolog o fizyce i użalaniu się nad sobą. Warto?" Jednak nie lubię zostawiać na półce nieprzeczytanych książek za które zapłaciłam, więc rozpoczęłam lekturę. I zostałam zaskoczona.
"Marsjanin" pisany jest w formie dziennika. Nie takiego do zniszczenia, a takiego, który ma za zadanie przetrwać dla potomnych. To pamiętnik astronauty pozostawionego samemu sobie.
I to właśnie ten astronauta jest największych plusem tej książki. Ma ogromną wiedzę w dziedzinach ścisłych, którą potrafi skrzętnie i umiejętnie wykorzystać by przetrwać. Niezwykłą wole walki i działania, a co dla mnie najważniejsze, ma niebywały dystans do siebie i całej tej sytuacji i ogromne poczucie humoru. To ostatnie pokochałam w nim bezgranicznie.
Rzecz wiadoma - pełno tu pojęć naukowych i specjalistycznych. Czyli tego czego bałam się przed lekturą. I momentami jest ciężko, przynajmniej mnie było, bo ścisłowiec ze mnie żaden. Sięgając po książkę Weir'a trzeba mieć świadomość, że pełno tu naukowego gadania, które niejednego freaka kosmicznego pochłonęło by bez reszty. I choć orłem w temacie nie jestem, potrafiłam zrozumieć co się dzieje. Może nie w pełni, ale na tyle by się nie gubić. A i przy okazji nauczyłam się kilku ciekawych faktów.
Autor bardzo typowo przedstawił NASA. Jako bandę geniuszy, którzy całe dnie spędzają przed monitorami wyglądając tego co dzieje się poza planetą. Choć nieco przewidywalne, pasuje. No bo jak inaczej wyobrazić sobie geniuszy tego świata, jak nie pogrążonych w papierach i zabieganych wokół nowych projektów?
W samy Marku brakowało mi trochę jego samego. Dziennik opowiada głównie stronę techniczną jego życia na Marsie, czasami zahaczając tylko o jego wewnętrzne przemyślenia. Rozumiem wole walki i przeżycia, ale chyba każdy kto znalazłby się w takiej sytuacji doznałby załamania. Przynajmniej na początku.
Ta książka, choć tak cholernie naukowa, niezwykle wciąga i absorbuje. Ma w sobie coś co sprawia, że czytelnik kibicuje głównemu bohaterowi w jego poczynaniach do samego końca. I choć momentami ma się dość technicznej strony, ta fabularna przebija się przez nią wręcz prosząc o kontynuację lektury. Teraz tylko czekać na Watney'a na dużym ekranie!
lubimyczytac.pl | ask.fm | google+ | tumblr
Mimo mojej niechęci do fizyki, sięgnę. Uwielbiam klimaty kosmosu, już w dzieciństwie połykałam encyklopedie o wszechświecie, dlatego tak bardzo mnie ta książka przyciąga. Z kosmiczną siłą.
OdpowiedzUsuńMam na półce i czekam na chwilę czasu ;)
OdpowiedzUsuńMam w planach. Jeszcze nie czytałam niczego, co działoby się na Marsie, więc jestem bardzo ciekawa tej książki :)
OdpowiedzUsuńW pierwszym odruchu mnie również przeszkadzała cała ta naukowa otoczka, ale Mark wynagrodził mi wszelkie męczarnie. Ironia i lekkość, jaką wprowadza jego osoba, przekonała mnie całkowicie. :)
OdpowiedzUsuńA ja jakoś w ogóle nie mam ochoty na tę książkę, ogólnie tematyka mnie nie zainteresowała ;)
OdpowiedzUsuńHmm... Szczerze mówiąc, ja też nie przepadam za fizyką i całą resztą przedmiotów ścisłych, jednakże czasami dobrze jest sięgnąć po książkę, w której to właśnie te przedmioty grają jedną z głównych ról. :) "Marsjanin" mnie jednak nie przekonuje, raczej nie moja tematyka. :) Chociaż nawet lubię science-fiction, to samotność i wola walki na Marsie po prostu mnie nie ciekawi. ^_^
OdpowiedzUsuńNieco mnie przerażają te bardzo mądre pojęcia, jednak ten tytuł nadal istnieje na liście książek do przeczytania. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki opisujące pionierskie wyprawy poza Ziemię i problemy z tym związane. Dodatkowo forma dziennika bardzo mi się podoba więc myślę, że z pewnością sięgnę po tę książkę :D
OdpowiedzUsuńMarsjanin jest cudowny, polecam każdemu tę książkę. Mimo iż jego treść to prawie sam "bełkot naukowy" (który mi absolutnie nie przeszkadzał z racji mojego wykształcenia), to poza tym zawiera w sobie duża dawkę humoru i świetnej historii.
OdpowiedzUsuńOdkąd tylko się ta książka pojawiła na naszym rynku nieodmiennie mam na nią ochotę jednak wciąż się mijamy :( Zawsze jest coś innego do kupienia. Ale mam nadzieję, że w końcu uda mi się ją upolować!
OdpowiedzUsuńLubię fizykę, ale za bardzo nie fascynuję się kosmosem. Chyba nie sięgnę po tę pozycję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
http://klaudiaczytarecenzuje.blogspot.com/
Może kiedyś sięgnę teraz kompletnie nie mam czasu egzaminy już za tydzień potem walka o oceny przez cały maj nie wiem jak będzie z książkami ale myślę, że kiepsko ;(
OdpowiedzUsuńMam sporą ochotę na tę książkę i myślę, że prędzej czy później po nią sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam wcześniej trochę o tej książce (głównie w zapowiedziach w zeszłym roku), ale nigdy nie brałam jej pod uwagę. Teraz (nawet po zachęcającej recenzji) raczej nie zmienię zdania.
OdpowiedzUsuńPoszukam tej książki, zainteresowała mnie :)
OdpowiedzUsuń