#książka - "House of Cards. Bezwzględna walka o władzę" M. Dobbs
Mój masochizm rośnie na potęgę. Stwierdzam tak co raz częściej, więc zastanawiam się czy aby czasem coś nie jest ze mną nie tak. Czemu tym razem tak wnioskuje? Polityka nigdy mnie nie interesowała, nawet w minimalnym stopniu, a biorę się za książki o niej. Co z tego wyszło? Zaraz się przekonasz. Jednak najpierw mam tycią prośbę - zagłosujesz w ankiecie obok?
Henry Collingridge, premier Wielkiej Brytanii zostaje zepchnięty z politycznej sceny w sposób z którym żaden polityk niechałby się spotkać. Nie wiedzieć dlaczego, nikt nie docieka dlaczego tak się stało. Jedynie młoda dziennikarka Mattie Storin wyczuwa w tym "bombę dziennikarską". Z czasem, nowi kandydaci na stanowisko premiera rezygnują z kandydatury. Właściwie dlaczego? Ktoś za tym stoi. Kto?
Zacznijmy tak jak wypada, czyli od początku. Political fiction jakie stworzył Dobbs jest bardzo wiarygodne. Wpływ na to ma oczywiście fakt, że on sam kiedyś miał styczność z polityką na wysokim szczeblu. Dzięki temu potrafił nadać treści autentyczności. Pozostaje pytanie czy (albo kiedy) to zrobił. Czytelnik z jednej strony wie, że to fikcja. Jednak z drugiej, zaczyna się zastanawiać gdzie może zatrzeć się ta granica.
Podobał mi się główny bohater FU, tak ten skrót też. Niby jest tylko cieniem i zaledwie płotką w całej tej grze, ale doskonale wie jak sprawić by to on rozdawał karty. Bez dwóch zdań egoista, jednak na tyle przebiegły by wszystko trzymać w ryzach. Nawet dla osoby takiej jak ja, czyli nie znającej się na polityce kompletnie, jest idealnym uczestnikiem tej gry.
Tylko momentami Mattie mnie irytowała. Czasem zdawała się być mocno zaślepiona uczuciami, przez co nie widziała prawdy, a ta jest tuż obok. Jednak to były sporadyczne sytuacje. Za to bardzo podobała mi się jej zaciekłość i chęć odniesienia dziennikarskiego sukcesu. To dawało jej ogromny plus.
Z resztą nie tylko oni jako bohaterowie są tutaj ciekawie nakreśleni. Każdy z nich wydaję się być bardzo mocno autentystyczny. Czytelnik z czasem stwierdza "Kurczę, tak rzeczywiście może być!".
Mimo wszystko muszę przyznać, że trochę się na książce zawiodłam. Byłam przekonana, że połknę ją jak mało co, a momentami mnie nużyła. Wszystko wynika z dość powolnej akcji. Intrygi mają tu naprawdę wysoki poziom, jednak są mocno rozwleczone w czasie. Przez to można się nieco znudzić, czekając aż w końcu osiągną punkt kulminacyjny i wszystko rozpadnie się jak tytułowy domek z kart.
Dla kogoś kto uwielbia politykę będzie to istna gratka. Sieć intryg i kłamstw, obraz tego jak bardzo można wykorzystać innych do swoich celów. Układy między polityką, a dziennikarstwem. To wszystko to świetnie pokazane oblicze władzy. Jednak jeśli kogoś nie interesują polityczne mechanizmy, może czuć się tu nieco zagubiony.
Henry Collingridge, premier Wielkiej Brytanii zostaje zepchnięty z politycznej sceny w sposób z którym żaden polityk niechałby się spotkać. Nie wiedzieć dlaczego, nikt nie docieka dlaczego tak się stało. Jedynie młoda dziennikarka Mattie Storin wyczuwa w tym "bombę dziennikarską". Z czasem, nowi kandydaci na stanowisko premiera rezygnują z kandydatury. Właściwie dlaczego? Ktoś za tym stoi. Kto?
Zacznijmy tak jak wypada, czyli od początku. Political fiction jakie stworzył Dobbs jest bardzo wiarygodne. Wpływ na to ma oczywiście fakt, że on sam kiedyś miał styczność z polityką na wysokim szczeblu. Dzięki temu potrafił nadać treści autentyczności. Pozostaje pytanie czy (albo kiedy) to zrobił. Czytelnik z jednej strony wie, że to fikcja. Jednak z drugiej, zaczyna się zastanawiać gdzie może zatrzeć się ta granica.
Podobał mi się główny bohater FU, tak ten skrót też. Niby jest tylko cieniem i zaledwie płotką w całej tej grze, ale doskonale wie jak sprawić by to on rozdawał karty. Bez dwóch zdań egoista, jednak na tyle przebiegły by wszystko trzymać w ryzach. Nawet dla osoby takiej jak ja, czyli nie znającej się na polityce kompletnie, jest idealnym uczestnikiem tej gry.
Tylko momentami Mattie mnie irytowała. Czasem zdawała się być mocno zaślepiona uczuciami, przez co nie widziała prawdy, a ta jest tuż obok. Jednak to były sporadyczne sytuacje. Za to bardzo podobała mi się jej zaciekłość i chęć odniesienia dziennikarskiego sukcesu. To dawało jej ogromny plus.
Z resztą nie tylko oni jako bohaterowie są tutaj ciekawie nakreśleni. Każdy z nich wydaję się być bardzo mocno autentystyczny. Czytelnik z czasem stwierdza "Kurczę, tak rzeczywiście może być!".
Mimo wszystko muszę przyznać, że trochę się na książce zawiodłam. Byłam przekonana, że połknę ją jak mało co, a momentami mnie nużyła. Wszystko wynika z dość powolnej akcji. Intrygi mają tu naprawdę wysoki poziom, jednak są mocno rozwleczone w czasie. Przez to można się nieco znudzić, czekając aż w końcu osiągną punkt kulminacyjny i wszystko rozpadnie się jak tytułowy domek z kart.
Dla kogoś kto uwielbia politykę będzie to istna gratka. Sieć intryg i kłamstw, obraz tego jak bardzo można wykorzystać innych do swoich celów. Układy między polityką, a dziennikarstwem. To wszystko to świetnie pokazane oblicze władzy. Jednak jeśli kogoś nie interesują polityczne mechanizmy, może czuć się tu nieco zagubiony.
No właśnie ze mną jest tutaj podobnie. Nie interesuje mnie polityka, ale zarówno książka, jak serial bardzo mnie intrygują, więc pewnie po któreś z nich sięgnę w przyszłości :)
OdpowiedzUsuńGłos oddany i jestem jak najbardziej za Fanapage'm bloga :)
Pozdrawiam, Insane z http://przy-goracej-herbacie.blogspot.com/
Chciałam to przeczytać,a le jakoś po twojej recenzji zmieniłam zdanie. Może kiedyś do tego powrócę, ale chyba w odległej przyszłości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie :*
http://klaudiaczytarecenzuje.blogspot.com/
Ja w ogóle nie interesuje się polityką, ale niestety czasami jestem zmuszona o niej słuchać. Może zajrzę, nie mówię nie.
OdpowiedzUsuńJa się nie interesuje polityką, ale na samą książkę to może bym się i skusiła ;)
OdpowiedzUsuńMnie również nie interesuje polityka, ale tę książkę bardzo chciałabym przeczytać. Może nie poczuję się aż tak zagubiona w tym temacie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://alejaczytelnika.blogspot.com/
Co do masochizmu, chyba mam tak samo chwilami... Ale to nic, wszystko z nami w porządku! W ankiecie zagłosowałam, oczywiście na tak. A co do książki chyba jeszcze nie czas dla mnie na politykę, bo na ten temat reaguje co najmniej alergicznie i jestem kompletnie ciemna. :( Może kiedyś się przekonam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
Nie jestem osobą, dla której polityka jest interesująca i potrafi rozprawiać o niej godzinami, dlatego też raczej po książkę nie sięgnę. Choć, ten tytuł dość często obija mi się o uszy ;)
OdpowiedzUsuńA ja czytałam "House of Cards" z olbrzymim zaciekawieniem, choć jak potem się okazało, poprawiona po latach wersja powieści jest według mnie minimalnie gorsza z powodu niepotrzebnie podkręconych sugestii erotycznych i niesmacznej wulgarności (widzę, że Ty masz właśnie to nowsze wydanie, pisałam o tym pod koniec wpisu tutaj: http://rozkminyhadyny.blogspot.com/2015/04/krew-na-rekach-wspoczesny-makbet-i.html). Tak czy siak książka jest inteligentna i intrygująca, a jak tylko skończyłam wzięłam się za amerykański serial - miodzio, choć starszą wersję BBC też fajnie by było kiedyś przeczytać.
OdpowiedzUsuń*obejrzeć, rzecz jasna;p
UsuńLubię czytać o polityce ale wydaje mi się że tu jest jej za dużo :/
OdpowiedzUsuńPolityka to też nie moja bajka, ale po tę książkę już od jakiegoś czasu mam ochotę sięgnąć ;)
OdpowiedzUsuńChyba nie dla mnie :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Justyna z książkomiłościmoja.blogspot
Czytałam, świetna książka ;) Z niecierpliwością czekam na kontynuację ;)
OdpowiedzUsuńO polityce nie lubię rozmawiać, czytać, więc książka nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam ostatnio o tym serialu, ale książkę zdecydowanie bardziej chciałabym przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na półce i nawet zaczynałam ją czytać, jednak po pierwszym rozdziale odłożyłam ją. Nie chcę się do niej zmuszać. :)
OdpowiedzUsuńNiezbyt lubię politykę, to mnie nudzi, więc... książce podziękuję. :P
OdpowiedzUsuń