#top10 - filmy taneczne
Nie trzeba być geniuszem żeby zanotować, że popkultura ma tendencję do sezonowości niektórych tematów. Ale taka już chyba jej cała idea. Kilka, a może nawet kilkanaście lat temu (starzeje się i tracę dokładną miarę czasu, przykre), popkulturę zaatakowała mania tańca. Filmy o tej tematyce były wszędzie, programy o tej tematyce też były wszędzie, taniec był wtedy dosłownie wszędzie! Tańczyli dosłownie wszyscy. Teraz? Teraz szukać go wręcz ze świeczką. Niby nadal się pojawia, ale przestał być tematem głównym, a stał się pobocznym. Znowu jest tylko epizodem, a nie głównym bohaterem. Gdzie nim był, w moim zdaniu, najlepszy?
10. Step up 3
(Step up 3D, 2010)
Świetny przykład tego, że niektórych rzeczy po prostu ciągnąć nie ma po co. Nic tutaj nie urzeka. Ani muzyka, ani choreografia, ani historia, która już chyba w żaden sposób nie będzie zmodyfikowana. Tutaj chyba tego próbowano, ale skutek był wręcz opłakany. Film jako tako ratowała postać Łosia, ale i on nie udźwignął tematu.
9. Just dance - Tylko taniec
(Make it happen, 2008)
Jak dla mnie kolejna typowa historia dziewczęcia z marzeniami. I to znowu takimi tanecznymi.
Sama nie wiem dlaczego darze ten film minimalną sympatią. Choreografia
podobała mi się może jedna czy dwie. Z muzycznego zakresu tego filmu
najwyżej jedna piosenka. Więc cholera wie dlaczego zdarza mi się do tego filmu powrócić myślami.
8. Czarny łabędź
(Black Swan, 2010)
(Black Swan, 2010)
Zachwyt tym filmem jest dla mnie nieco nieuzasadniony. Fakt, może i fajnie pokazana ludzka determinacja, chęć spełniania marzeń i negatywne tego skutki. Ale to jedyne co mi się tu podoba. Nie zachwyca mnie ani Portman, ani Kunis, ani nawet obie na raz. Z filmu pamiętam tylko to, że był o balecie i marzeniach. I oczywiście pamiętam wyżej wymienione aktorki w lesbijskiej scenie. Chyba jednak jestem ignorantem.
7. Dirty dancing 2
(Dirty Dancing: Havana nights, 2004)
(Dirty Dancing: Havana nights, 2004)
Próbowali, ale nie podołali. Nie da się odtworzyć tego uroku i magii jaką miała pierwsza część. Mimo to, film urzeka. Może to magia miejsca? A może to Diego Luna? Chociaż wole go w tej wersji gdy grał w teledysku K.Perry (właściwie, tam go uwielbiam). Tutaj jest jeszcze taki "nieopierzony".
6. Step up 4- Revolution
(Step up 4 revolution, 2012)
(Step up 4 revolution, 2012)
Najmłodsza pozycja. Z poprzednią częścią serii, wygrywa dla mnie ścieżką dźwiękową. Układy nie porywają mnie tutaj aż tak bardzo jak robiły to wcześniej. Ale na pewno podobają mi się bardziej niż te z 3 części. Zdecydowanie ten film jest prowodyrem mojego zainteresowania Skylar Grey. Jednak nie "rajcuje" mnie na tyle by zachęcać do obejrzenia kolejnej części.
5. W rytmie hip-hopu
(Save the last dance, 2001)
(Save the last dance, 2001)
Od lat filmu nie oglądałam, przyznaję, że o nim zapomniałam. Ale wspominając go pamiętam tyle, że mi się podobał. Może dlatego, że był dla mnie jednym z pierwszych o tańcu prawiącym. Historia, jak chyba w większości tutaj jest prosta, a mimo to przemawia do mnie bardziej. Pokazuje, że problem nietolerancji wśród młodzieży nie pojawił się z nastaniem ajfonów i słegu.
4. Step up - Taniec zmysłów
(Step up, 2006)
(Step up, 2006)
Nie oszukujmy się i nazywajmy rzeczy po imieniu - prowodyr powrotu tańca na afisz. To po tym filmie wszyscy zamarzyli by tańczyć, albo otwarcie się do tego przyznali i spróbowali. Jeden z ciekawszych soundtracków filmowych, jeśli o filmy taneczno-muzyczne chodzi. Właściwie, soundtracki zgadzają mi się z filmami z podium. Co chcieć od filmu, który jak na moment w którym się pojawił był czymś nowym?
3. Burleska
(Burlesque, 2010)
(Burlesque, 2010)
Jak dla mnie jeden z ciekawszych filmów tanecznych. Nie dość, że tańczą (i to burleskę, którą uwielbiam) to jeszcze śpiewają. I to jeszcze Aguilera. Pop nie jest moją muzyką, ale jej wokalu sobie nie odmówię. Szanuję i nawet lubię. A w tym wydaniu, bez wątpienia. Można chcieć czegoś więcej? Wywaliłabym tylko te jedną smętną piosenkę Cher, chociaż jak ją pominąć to wiele się nie straci.
2. Step up 2
(Step up 2 : the streets, 2008)
Jeśli o Step up chodzi, ta część jest moją ulubioną chyba pod każdym względem - choreografii, aktorów i soundtracku. W końcu mało kto tu tańczy typowy balet, nawet uczniowie Akademii. Roberta Hoffmana po tym filmie straszliwie lubię, choć blondyn. Soundtrack jest bezapelacyjnie moim najukochańszym. Obok Burleski to jeden z niewielu wychodzących poza rock, metal czy alternatywę soundtrack'ów jaki mam na telefonowej playliście. A u mnie to cholernie duże wyróżnienie.(Step up 2 : the streets, 2008)
1. Dirty Dancing
(Dirty dancing, 1987)
Po raz - nie uznaje tłumaczenia tytułu gdyż to piękny przykład jak łatwo coś spieprzyć. Po dwa - kocham ten film bezapelacyjnie. Może mieć swoje lata, pachnieć średnioweczem z czasów naszych rodziców i mieć sporo technicznych błędów. Mimo to będę go uwielbiać i móc oglądać w nieskończoność. Nie jestem typową kobietą z zapędami do łzawych historii, ale te cholernie lubię. A piosenki z filmu nucę zawsze po jego obejrzeniu.
Świetny blog ;3
OdpowiedzUsuńA co do filmów to Step Up 4 skradł moje serce i jak dla mnie jest najlepszy *o*
Zapraszam: http://choose-poositive-thinking.blogspot.com
Bardzo fajny blog. Popieram koleżankę wyżej. Step Up jest świetny, ale nie tylko 4 część. Wszystkie są bardzo dobre tak samo jak pozostałe filmy. Takie właśnie lubie najbardziej. Bardzo dobry gust! Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń