#blog - Grzeszki blogerów książkowych
Siedzę już trochę w blogosferze. Zmieniam szablony, domeny, tematykę, a czasem nawet swoje podejście do tematu. Powodów jest wiele - życie sprzed komputera dystansuje moje podejście do blogowania, kierunek studiów otwiera mi oczy na powody i sposoby tworzenia tekstów, uczy jak być swego rodzaju twórcą, z wszystkimi konsekwencjami. Ale wracając do tematu.
Przekopuję Internet, odwiedzam nieznane blogi, obserwuje poczynania innych. I choć wiem, że sama nie jestem krystaliczna, śmiem twierdzić, że uczę się na tym jak tworzą książkowi blogerzy. Patrząc na innych, dostrzegam to czego tak bardzo nie chce powielać w swoich tekstach. Możliwe, że widzę drzazgę w oczach innych, a w swoim nie dostrzegam belki. Jeśli tak jest - dajcie znać, krytykę też trzeba umieć przyjąć. ;)
Dlatego chciałam zwrócić uwagę na te kilka rzeczy, które osobiście uważam za błędy, a nawet grzechy, przy pisaniu tekstów. Recenzji to za duże słowo, bo nie każdy tekst, który widziałam nim jest, choć autor twierdzi inaczej.
Przekopuję Internet, odwiedzam nieznane blogi, obserwuje poczynania innych. I choć wiem, że sama nie jestem krystaliczna, śmiem twierdzić, że uczę się na tym jak tworzą książkowi blogerzy. Patrząc na innych, dostrzegam to czego tak bardzo nie chce powielać w swoich tekstach. Możliwe, że widzę drzazgę w oczach innych, a w swoim nie dostrzegam belki. Jeśli tak jest - dajcie znać, krytykę też trzeba umieć przyjąć. ;)
Dlatego chciałam zwrócić uwagę na te kilka rzeczy, które osobiście uważam za błędy, a nawet grzechy, przy pisaniu tekstów. Recenzji to za duże słowo, bo nie każdy tekst, który widziałam nim jest, choć autor twierdzi inaczej.
1. Recenzja będąca streszczeniem pełnym spojlerów
Mam świadomość tego, że początki są ciężkie. Każdy z nas kiedyś, jakoś zaczynał. I nie był idealny. Wszystkiego się trzeba w życiu nauczyć, pisania także. Jednak chcąc tworzyć teksty, które mają być opinią o książce (w końcu o blogerach książkowych mowa), należy pamiętać o jednej ważnej rzeczy - streszczenie, a recenzja to dwa odmienne twory. Dlatego tekst opowiadający caluśką historię przytaczanej pozycji nie może być recenzją. W recenzje twórca musi włożyć siebie. Swoje odczucia, spostrzeżenia czy po prostu wrażenie po lekturze. I czasem naprawdę nie mogę wyjść z podziwu dla tych którzy ujmują to w tekście na 200 słów. Szanuję! Do tego przedstawianie całej treści książki, zabiera potencjalnemu czytelnikowi całą radość z poznawania historii.
2. Brak własnego zdania
Mam takie wrażenie, że blogerzy mają problem z "mówieniem" tego co naprawdę myślą. Zwłaszcza jeżeli dopiero raczkują w recenzowaniu, a dana książka jest uwielbiana przez tłumy. Jakby bali się wyjść przed szereg i powiedzieć "Mnie ta książka zupełnie się nie podoba". To, że myślisz inaczej niż wszyscy wcale nie jest złe. Masz do tego prawo i nikt nie może Ci go odebrać. Najbardziej zaskakuje mnie gdy recenzentowi podoba się właściwie KAŻDA przeczytana książka i w ŻADNEJ nie widzi wad. To akurat jest dla mnie śmieszne. Nie wspomnę już o tym, że najbardziej widoczne jest to przy egzemplarzach recenzenckich. Zupełnie jakby wydawca/autor miał połamać nam palce za wygłoszenie negatywnej opinii. Może i ma nasz adres, ale co z tego?
3.Czytanie/pisanie pod publikę
Właściwie, można ten punkt nieco podciągnąć pod poprzedni. Nie dość, że każda pozycja jest dobra (jeśli nie rewelacyjna) to każda jest nowością na rynku. Rozumiem, że każdy chce osiągnąć sukces i wejścia jakie dają nam opisywane nowości, to umożliwiają. Jednak nie mogę pojąć jak można wybierać książki patrząc na to TYLKO w taki sposób. Przecież czytanie ma być przyjemnością, a pisanie uzupełnieniem tego. A jakoś ciężko mi wierzyć, że jedynymi książkami jakie mogą interesować recenzenta są tylko te najnowsze. Więc po co robić sobie na przekór i męczyć się z lekturą? Do tego czytelnicy mają prawo omijać setną recenzje tej samej książki. Najnormalniej chcą przeczytać o czymś innym. Dziwisz się im?
Zawsze gdy piszę o blogosferze, podkreślam jedną ważną rzecz - w wszystkim tym należy nie zgubić siebie. Tworzyć dla siebie, a nie dla publiki. W końcu chodzi o to byśmy my, poniekąd autorzy, czerpali radość z tego co tworzymy. Wtedy czytelnicy się zjawią i docenią nas. Chyba muszę to powtarzać do znudzenia. Może w końcu ktoś uwierzy mi na słowo. :)
prawda prawda prawda :P coz wiecej napisac? :D pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa wybieram egzemplarze recenzenckie bardzo ostrożnie, stąd z większości jestem raczej zadowolona, chociaż trafiła się już powieść, która była zupełną pomyłką i nie wahałam się wprost wyrazić swojego zdania w recenzji. Co prawda na początku miałam trochę wyrzuty sumienia, ale potem doszłam do wniosku, że ten blog jest odbiciem moich myśli na temat lektury i jeżeli nie będę szczera sama ze sobą, to w ogóle straci jakikolwiek sens. Krzywda mi się nie stała, a wydawnictwo przyjęło to spokojnie ;) Niby nikt nie chce czytać setnej recenzji danej książki, jednak pod recenzjami starszych książek mało kto się odzywa i może dlatego blogerzy częściej sięgają po nowości i to właśnie je recenzują :/ Widzę to na własnym przykładzie, co nie znaczy, że mam zamiar rezygnować z poznawania tych starszych powieści, niedawno sięgnęłam choćby po pozycję z 2005 roku. A recenzje ze spojlerami... Aż ręce opadają! Najgorsze jest, że początek z reguły zapowiada się obiecująco, by potem z niczego wziął się nagle spojler w środku tekstu! To potem psuje całą frajdę z czytania, zwłaszcza jeśli to była kluczowa dla książki intryga.
OdpowiedzUsuńBooks by Geek Girl
Sama kilka miesięcy temu stworzyłam podobny post z tym że uwzględniłam aż 7 grzechów ;) W tym wszystkie te o których piszesz. Osobiście najbardziej nie lubię tych recenzjo-streszczeń, będących niestety nie tylko domeną młodych blogerów ale i też tych z nieco większym stażem. Wtedy ma się wrażenie, że dana osoba chyba sama nie wie co powinna napisać, streszcza więc wszystko jak leci. Ah, ile razy już zepsułam sobie w ten sposób jakąś serię :( Sama bardzo dbam o to by nie zdradzać więcej niż to konieczne, a przy pisaniu o kolejnych tomach jakiejś serii - w ogóle nie wspominam szczegółów fabularnych :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Kochamy Książki
Oj, ja bym tych grzeszków wymieniła jeszcze więcej! Ale z tymi wymienionych przez Ciebie zgodzę się jak najbardziej. Ja, osobiście, przed przeczytaniem książki lubię wiedzieć o niej NIC. Kompletne zero. Lubię samodzielnie odkrywać fabułę, nawet jeśli dotyczy to głównej tematyki, czy problemu danej powieści. Dlatego kiedy widzę te wszystkie recenzje, które tylko opisują książkę lub składają się z kopiuj/wklej opisu + zdanie: fajna książka, ciekawa, wciągająca.... Ech, no ręce opadają.
OdpowiedzUsuńTak, ludzie mają problem z mówieniem, że coś im się nie podoba. Zwłaszcza na temat książek, które są ubóstwiane. Mnie zdarza się to baaardzo często. Ale wtedy tym bardziej chcę napisać negatywną opinię. Mam wielką chęć podzielenia się tym z innymi ;)
jak ładnie napisane :) Jestem "raczkującym" blogerem i pewnie popełniłam-albo popełniam- te kilka błędów, ale bardzo lubię pisać recenzje i widzę różnicę między pierwszą a przedostatnią recenzją :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję jednak, że piszę recenzję a nie streszczenie ;)
A jak jesteśmy przy recenzjach, czytałaś może " Powiedz wilkom że jestem w domu"? bo kilka osób mi już polecało tą książkę, a nie wiem czy kupić :/
Buziaki, kochana :*
Tak bardzo się zgadzam z drugim i trzecim punktem (z pierwszym nie to, żebym się nie zgadzała, ale raz, że spoilery specjalnie mi nie przeszkadzają, a dwa - jakoś nie trafiam na nie za często)! Rozdawanie ksiażek przez wydawnictwa bardziej blogosferze zakodziło niż pomogło.
OdpowiedzUsuńPunkt, z którym najbardziej się zgadzam to ostatni. Z poprzednimi spotykam się coraz rzadziej albo już wcale, ale ostatni to po prostu wciąż istnieje na potęgę, a jak widzę milion recenzji tej samej książki przeglądając nowe posty w obserwowanych to odechciewa mi się ją czytać.
OdpowiedzUsuńGeneralnie zgadzam się, pewnie :)
OdpowiedzUsuńTylko tam masz błąd chyba, powinien być raczej brak subiektywizmu. Skoro blogerzy nie umieją wyrazić swojego zdania, tylko przejmują zdanie innych, to nie chodzi raczej o "brak obiektywizmu" :)
Jeszcze kilka rzeczy dodałabym do Twojej listy, przede wszystkim genialne obs/obs i kom/kom - aż ręce opadają.
Właśnie też się zastanawiałem nad tym, czy na pewno o obiektywizm chodzi (zwłaszcza, że zgodnie ze znaną mi definicją recenzji czy tam opinii, chodzi o subiektywne odczucia o danym dziele). :P
UsuńNie zmienia to faktu, że autorka wpisu ma rację. Tylko tu bym jeszcze narysował granicę przy egzemplarzach recenzenckich - jeśli się bierze wszystko co się nawinie, prosi się wydawnictwa o cokolwiek i tak dalej to rzeczywiście podejrzane są same pozytywne opinie.
Jednak jeśli się bierze tylko wybrane pozycje, takie z kręgu zainteresowań, pisarzy albo sprawdzonych albo teoretycznie podobnych do znanych nam autorów to już takie dziwne to nie jest. Sam zaliczyłem w swoim życiu niewiele egzemplarzy recenzenckich, ale wszystkie z dziedziny moich zainteresowań. Nie wszystkimi się zachwycałem, ale żaden nie był zły. Jedyne negatywne opinie trafiały się więc książkom przeze mnie zakupionym lub zakupionym. :) Tutaj często jest loteria, zwłaszcza jak się kupuje coś "bo tanie i ładnie wygląda". :P
Dobra, rozwijamy temat :D
UsuńPewnie, że ma :D Nie mówię, że nie, absolutnie!
Aaa z tymi recenzenckimi to eh...Aż mi się już gadać o tym nie chce, bo mam wrażenie, że tylko o nich mówi się jeżeli chodzi o bloggerów. Rok prowadziłam swoją stronę, zanim nawiązałam jakąś współpracę, a opiniowałam wyłącznie książki, które sama kupiłam.
Masz szczęście, że do tej pory nie trafiłeś na żaden zły egzemplarz, ja ostatnio miałam "przyjemność" czytać "Prawdodziejkę" i o matko... Dziadostwo generalnie. To jedna z książek "dobrych" i tylko tyle, można przeczytać, tylko po co? Najdziwniejsze jest to, że chyba tylko ja napisałam niepochlebną opinię tej powieści, a warto zaznaczyć: dostałam ją w ramach współpracy ;) Mam nadzieję tylko, że wydawnictwo się nie obraziło xD
PS. Często kupowałam coś, co było ładne i tanie xDD
Zapraszam Cię tutaj
OdpowiedzUsuńhttp://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/
Ja dopiero raczkuję, ocenisz?
NIe boję się krytyki :)
Całkowicie się z Tobą zgadzam. Jak większość, recenzuję egzemplarze od wydawnictw, jednak zawsze są to szczere opinie. Z reguły, zawsze staram się znaleźć jakieś plusy danej książki i zwyczajnie nie potrafię jej skrytykować po całej linii, jednak nie boję się także wyrazić własnego zdania. Jeśli coś mi się w danej powieści nie podobało, nie ukrywam tego (niezależnie od tego, czy to egzemplarz recenzencki, czy nie) :)
OdpowiedzUsuńProblem z wypowiadaniem na głos swojego zdania może polecać na tym, że często skrytykowanie jakiejś książki w recenzji kończy się krytyką czytelników, którzy w przeciwieństwie do Ciebie ją pokochali :P Nie wszyscy są wstanie oprzeć się hejtowi z każdej strony.
OdpowiedzUsuńOgólnie zgadzam się z Tobą, chociaż ostatni punkt uważam za trochę naciągany, bo to, że ktoś czyta nowości, wcale nie znaczy, że robi to pod publikę ;) A że ktoś nie czyta setny raz recenzji tej samej książki - nic dziwnego! Sama czasami je omijam, bo już mam dość ;)
Z punktem drugim się jak najbardziej zgodzę, widziałam takie blogi, na których żadna książka nie miała oceny niższej niż 7/10.
OdpowiedzUsuńWłaściwie poruszyłaś 3 ważne problemy krytyków w ogóle, nie tylko blogerów (no, może poza punktem 1, bo raczej domena nieprofesjonalnych recenzentów). Mam wrażenie, że krytycy w ogóle boją się oceniać, mówić co im leży na sercu. Jeśli się podoba, to super, bo można walnąć pozytywną recenzję i to by było na tyle. Ale jeśli jest zła często czytamy usprawiedliwianie autora, wyłuskiwanie tego, co może spodobać się innym, choć autorowi/autorce recenzji się nie spodobało. To cholernie częste, zwłaszcza gdy mamy do czynienia ze znanym pisarzem. Bo jak to tak? Skrytykować kogoś, kto już wydał tyle książek? A jeśli nasza recenzja będzie osamotniona? Sami skazujemy się na fałszowanie informacji, a przecież cierpi na tym tylko i wyłącznie nasza wiarygodność. Kto nam zaufa, jeśli chwalona przez nas książka będzie chałą jakich mało?
OdpowiedzUsuńKażdy prawdziwy i każdy najgorszy... Co do punktu pierwszego, to już nawet nie o spoilery chodzi, ale po prostu o fakt, że recenzja (która powinna być tekstem OPINIOTWÓRCZYM) zawiera w sobie jakieś 90% opisu fabuły i 10% opinii na zasadzie "oceniam dobrze, warto przeczytać, lekka lektura" no sory...
OdpowiedzUsuńA to się nawet wiążę z punktem 2 czyli brakiem własnego zdania
http://ksiegoteka.blogspot.com/ - wielki powrót
Mam nadzieję, że moje recenzję nie są w stylu tych, które opisałaś ;p
OdpowiedzUsuńNajbardziej bawi mnie właśnie to, gdy blogerzy skrobią kilka słów tylko po to, aby przypodobać się autorowi, wydawnictwu, od którego otrzymali książkę czy zwolennikom danej pozycji.
Pozdrawiam!
napolceiwsercu.blogspot.com
Święte słowa, zgadzam się w zupełności ;) Ja z współpracami jestem ostrożna - jeśli proponują mi tytuł, który nijak się ma do moich upodobań, to po prostu omawiam. Po kiego mam się męczyć, skoro jest tyle świetnych książek, a tak mało czasu? I póki co nie miałam jeszcze takiej, którą bym zjechała. Ale zawsze sobie zastrzegam prawo do obiektywnej opinii, także jak coś w końcu mnie zawiedzie - z pewnością dam znać, i guzik mnie w zasadzie interesuje czy wydawnictwo się na mnie obrazi. W końcu proszą o recenzję, a nie o reklamę ;).
OdpowiedzUsuńZ tymi recenzjami na 200 słów masz rację - niektórzy są niesamowici! Jest kilku takich blogerów, którzy w 4-5 króciusieńkich akapitach są w stanie przekonać mnie do książki (lub zniechęcić) 1000 razy lepiej, niż niektórzy piszący kilometrowe recenzje ;).
Listę mogłabym wzbogacić o kilka punktów, chociażby nie dbanie o poprawność językową. Grrrr! Ja wiem, że czasami się zdarzy coś przeoczyć, albo zapomnieć o jakimś przecinku, ale jak czytanie drugiego zdania tekstu zaczyna boleć to... jest źle :/
Zaczytanych, jesiennych wieczorów ;*
Q.
https://doinnego.blogspot.com/
Kiedyś trafiłam na recenzje, gdzie było zaspoilerowane, jaki bohater umrze. Na szczęście miałam tę książkę już za sobą, ale i tak bolało.
OdpowiedzUsuńKiedyś natrafiłam na bloga - recenzje co trzy dni, każda książka od wydawnictwa i każda opinia pozytywna. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że coś jest tu bardzo nie tak.
Egzemplarze recenzenckie staram wybierać rozsądnie, ale i tak wiadomo, że znajdzie się coś, co jednak mi się nie spodoba. Nie boję się wtedy tego napisać, no bo czemu miałabym? Wydawca powinien się z tym liczyć.
Widziałam kiedyś szczegółowe streszczenie tak pewnie na długość strony A4, więc pewnie z tymi nie-recenzjami prawda. Ja się staram pilnować, żeby za dużo z fabuły nie zdradzać, ale pewnie też jakieś spoilery mi się kiedyś przewinęły przez recenzje niezauważone ;).
OdpowiedzUsuńTrudno się nie zgodzić z tym co napisałaś ;)
OdpowiedzUsuńJa zawsze akapit o samej fabule dodaje, ale staram się, żeby broń Boże nie zaspojlerować i nie wychodzić ze swoim "opisem" za opis dostępny czy to na stronie wydawnictwa czy na samej okładce ;)
Nie lubię czytać recenzji, w których pojawiają się spoilery, szczerze mówiąc odpuszczam sobie ich czytanie. Sama napisałam ze dwie czy trzy recenzje, w których były spoilery, ale uczciwie o nich ostrzegałam wielkimi literami i dotyczyły jedynie opisu książki i były to spoilery dotyczące jakiejś kolejnej części książki, a nie pierwszego tomu.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam to co napisałaś i od kilku minut zastanawiam się "Boże czy ja też popełniam te błędy?". Więc może odpowiesz mi przy okazji na to pytanie :) tak jak napisałaś krytykę też trzeba przyjąć, więc śmiało. Bardzo dobrze, że o tym wszystkim napisałaś, myślę, że zwróciłaś uwagę wielu ludzi blogosfery.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ciekawy temat posta i bardzo pouczający dla nowych osób w blogosferze (w tym dla mnie). Nie mniej muszę się zgodzić ze wszystkim co zawarłaś powyżej. Szczególnie ostatni punkt jest wydaje mi się trudny, gdyż chyba każdy obawia się może nie hejtu, ale fali złych opinii. To chyba najtrudniejsza rzecz w świecie blogerów by być sobą, w pełni świadomie wyrażać swoje zdanie i umieć przyjąć krytykę. Łatwo nie jest, ale jeśli ktoś lubi to co robi, to da radę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kejt_Pe
Święta prawda! Jestem za wyrażaniem swojego zdania, nieważne czy jest pochlebne ;)
OdpowiedzUsuńW pełni się z Tobą zgadzam. Dodam jeszcze od siebie, że czasem czytając te wszystkie recenzje popularnych książek pełne ochów i achów, mam wrażenie, że nie tylko wyglądają jak kopie tej samej recenzji, a w dodatku część tych zachwalających pod niebiosa daną książkę nawet jej nie czytało, dostało ją od wydawnictwa i jedynie bazuje na opinii innych. Nie rozumiem tego, nie widzę sensu w okłamywaniu siebie i czytelników bloga tylko po to, by dostać za darmo książkę, której i tak nie chcą przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Biblioteczka Dagmary
O tak, zdecydowanie! A pomijając już samą treść: za nieco mniejszy grzech (ale dalej grzech) uważam brak dbałości o szablon. Często miałam tak, że przez nieestetyczny wygląd nawet nie zagłębiałam się w teksty.
OdpowiedzUsuńJak tak napisałaś te błędy o blogerach to zastanawiam się (i pewnie nie tylko ja) czy ja też tak robię xD Mam nadzieję, że nie :P
OdpowiedzUsuńNo cóż...co ja ci tu jeszcze mogę powiedzieć?
Na pewno zgadzam się z tobą w stu procentach. Najgorsze co może być to zdecydowanie Spoilery. Nie wiem jak w ogóle można pisać recenzje ze spoilerami. Jednak na szczęście jak na razie spotkałam się tylko z jedną taka recenzją :) Nie wiem co jeszcze mogę o tym powiedzieć :/
Świetny pomysł na post :D
Buziaki :*
Bardzo dobrze na[pisane i ogólnie powiedziane. Każdy bloger na początku nie pisze najwspanialszych i najbardziej poprawnych recenzji, jakie świat ujrzał, ale z czasem się uczy. Sama odrobinę wstydzę się swoich tekstów sprzed roku, które uważam za totalne dna, ale przecież zaczynając coś robić nie ma się wszystkiego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
gabRysiek recenzuje
współpraca z influencerami
OdpowiedzUsuń