#książka - "Endgame. Wezwanie" J.Frey
Mam taką listę książek, która niby jest taką "łisz listą", ale jednak nie do końca. Bo pozycje, które się na niej znajdują niby mnie korcą. Jednak nie na tyle bym sięgnęła po nie bez zastanowienia. I tak tkwią na niej i tkwią, aż czasem mi się uda nad którąś zlitować i w końcu ją przeczytać. Zgadłeś/łaś - to jedna z nich.
Na Ziemię spadają meteoryty. Dla jednych jest to tragedia, a dla innych wezwanie. Potomkowie starożytnych ludów muszą porzucić swe dotychczasowe zajęcia i stanąć do walki. Stawką nie jest przetrwanie ludzkości. Tym razem przeżyje tylko lud z którego wywodzi się zwycięzca. Bez nadprzyrodzonych mocy, uzbrojeni jedynie we własne umiejętności i naukę pobieraną od dziecka ruszają do walki. To już czas. Czas na Endgame.
"Endgame" to jedna z tych książek, które chciałam przeczytać już dawno. I długo się broniłam. Zakochałam się w Frey'u po "Milionie małych kawałków", dlatego bałam się go w wersji dla młodzieży. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że mu się uda zrobić aż taki przeskok. Do tego bałam się podobieństwa do jakże popularnych "Igrzysk śmierci". To wszystko sprawiało, że odkładałam lekturę naprawdę długi czas.
Zacznijmy od superlatywów. Krótkie rozdziały jakie stworzył autor i ilość ilustracji jakimi zostały "przyozdobione" znacznie skracają/przyspieszają lekturę. To jeden z najprostszych zabiegów, a dają ogromne efekty. Do tego każdy rozdział to perspektywa innego bohatera. Zawsze powtarzam, że bardzo lubię ten zabieg. Tutaj niekoniecznie. Bohaterów po prostu jest zbyt wielu by prowadzić fabułę w ten sposób i zainteresować czytelnika. Ciężko sprawić by "przywiązał się" do któregokolwiek z nich. Krótkie rozdziały i mnogość bohaterów nie idą tutaj w parze. A szkoda.
Początek jest naprawdę fajny. Powoli pokazywane są nowe postacie - ich obecne życie, podejście do Endgame i moment w którym cała gra się rozpoczyna. I to jest chyba najlepszy moment. Potem to wszystko powoli zmienia się w jeden wielki galimatias. Czytelnik po prostu m prawo się zgubić w tym wszystkim.Wraz z upływającymi stronami w głowie pojawia się myśl "Cholercia, znam te historię!". I wcale nie zdziwi mnie takie myślenie. Wszyscy wiedzą, że (znów) wspomnę o "Igrzyskach śmierci". Może i podejście bohaterów jest inne i wygrana także, ale sposób w jaki gra się rozwiązuje jest do siebie łudząco podobny. I to trochę mierzi.
Jestem jednak zadowolona z jednej rzezy - Frey pozostał wierny sobie. Tak samo jak przy swoim autobiograficznym hicie, tekst nie został wyjustowany. Dzięki temu czytelnik od razu wie z kim się spotyka. I choć niektórych to irytuje, mnie się bardzo podoba. Do tego spodobała mi się jeszcze jedna rzecz. Bohaterowie rzucani są po różnych lokalizacjach by wykonać zadania. Zupełnie jak w grze komputerowej. Więc ciężko mówić o nudzie.
Dla mnie, jako dla czytelnika średnio lubiącego powtarzające się schematy w młodzieżówkach, nie jest to najlepsza pozycja. Da się ją przeczytać i to nawet szybko, jednak raczej nie zapadnie w pamięć. Jednak dla kogoś kto lubi młodzieżowe klimaty najprawdopodobniej będzie to czytelnicza gratka.
Na Ziemię spadają meteoryty. Dla jednych jest to tragedia, a dla innych wezwanie. Potomkowie starożytnych ludów muszą porzucić swe dotychczasowe zajęcia i stanąć do walki. Stawką nie jest przetrwanie ludzkości. Tym razem przeżyje tylko lud z którego wywodzi się zwycięzca. Bez nadprzyrodzonych mocy, uzbrojeni jedynie we własne umiejętności i naukę pobieraną od dziecka ruszają do walki. To już czas. Czas na Endgame.
"Endgame" to jedna z tych książek, które chciałam przeczytać już dawno. I długo się broniłam. Zakochałam się w Frey'u po "Milionie małych kawałków", dlatego bałam się go w wersji dla młodzieży. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że mu się uda zrobić aż taki przeskok. Do tego bałam się podobieństwa do jakże popularnych "Igrzysk śmierci". To wszystko sprawiało, że odkładałam lekturę naprawdę długi czas.
Zacznijmy od superlatywów. Krótkie rozdziały jakie stworzył autor i ilość ilustracji jakimi zostały "przyozdobione" znacznie skracają/przyspieszają lekturę. To jeden z najprostszych zabiegów, a dają ogromne efekty. Do tego każdy rozdział to perspektywa innego bohatera. Zawsze powtarzam, że bardzo lubię ten zabieg. Tutaj niekoniecznie. Bohaterów po prostu jest zbyt wielu by prowadzić fabułę w ten sposób i zainteresować czytelnika. Ciężko sprawić by "przywiązał się" do któregokolwiek z nich. Krótkie rozdziały i mnogość bohaterów nie idą tutaj w parze. A szkoda.
Początek jest naprawdę fajny. Powoli pokazywane są nowe postacie - ich obecne życie, podejście do Endgame i moment w którym cała gra się rozpoczyna. I to jest chyba najlepszy moment. Potem to wszystko powoli zmienia się w jeden wielki galimatias. Czytelnik po prostu m prawo się zgubić w tym wszystkim.Wraz z upływającymi stronami w głowie pojawia się myśl "Cholercia, znam te historię!". I wcale nie zdziwi mnie takie myślenie. Wszyscy wiedzą, że (znów) wspomnę o "Igrzyskach śmierci". Może i podejście bohaterów jest inne i wygrana także, ale sposób w jaki gra się rozwiązuje jest do siebie łudząco podobny. I to trochę mierzi.
Jestem jednak zadowolona z jednej rzezy - Frey pozostał wierny sobie. Tak samo jak przy swoim autobiograficznym hicie, tekst nie został wyjustowany. Dzięki temu czytelnik od razu wie z kim się spotyka. I choć niektórych to irytuje, mnie się bardzo podoba. Do tego spodobała mi się jeszcze jedna rzecz. Bohaterowie rzucani są po różnych lokalizacjach by wykonać zadania. Zupełnie jak w grze komputerowej. Więc ciężko mówić o nudzie.
Dla mnie, jako dla czytelnika średnio lubiącego powtarzające się schematy w młodzieżówkach, nie jest to najlepsza pozycja. Da się ją przeczytać i to nawet szybko, jednak raczej nie zapadnie w pamięć. Jednak dla kogoś kto lubi młodzieżowe klimaty najprawdopodobniej będzie to czytelnicza gratka.
Za możliwość przeczytania "Endgame.Wezwanie" dziękuje wydawnictwu SQN
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu 110,7 cm + 3cm/180cm
52 książki w 2016 - 44/52
Zapraszam na konkurs. :) |
Powracam! :P
OdpowiedzUsuńEndgame nie zapadnie w pamięć? Cholera, to ja jestem jakaś wykolejona. Czytałam to blisko 2 lata temu, a dalej mi się po nocach MrugMRUGdygot Śni xD Matko i córko, mnie ta książka wymęczyła nieludzko. Nie wiedziałam, ze brak akapitów i justowania to symbol rozpoznawczy Frey'a :O Może gdybym o tym wiedziała, to patrzyłabym na to z przymrużeniem oka, jednak z niewiedzy działało mi to cholernie na nerwy. Czytanie mnie nużyło, i dłużej jak pół godziny nie umiałam czytać tego cholerstwa -,- Masz rację, z początku dało się to znieść, ale później zapanował taki chaos, że nie sposób był ogarnąć kto żyw, a kto nie :/ Krótko mówiąc - Endgame to najładniejsza zakała mojej biblioteczki ;)
Serdecznie pozdrawiam :)
Q.
https://doinnego.blogspot.com/
Czytałam jakiś czas temu tą książkę i rzeczywiście trudno jest się na poczatku połapać. A jak już polubiłam jakiegoś bohatera to tylko czytałam i czekałam na jego perspektywę. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam WiktoriaCzytaRazemZWami
Tak mnie ciekawi strasznie ta książka, jednak jestem ostatnio okropnie na nie, jeśli chodzi o młodzieżówki, że nie mam pojęcia, czy się zdecydować.
OdpowiedzUsuńMi ta książka się podobała bo wiele od niej nie oczekiwałam. Czasami była męcząca, ale w ogólnej ocenie daje jej taką dobrą 7. Mnie ciekawi jak zakończy się ta historia.
OdpowiedzUsuńTeż mam taką listę, o której piszesz na początku. :D Zresztą mam na niej też „Endgane”. Szkoda, że ostatecznie książka wyszła taka sobie. Niestety wydaje mi się, że po "Igrzyskach..." obrodziło w podobne książki, no bo ta seria osiągnęła niewątpliwie sukces. Tylko po co coś ciągle powtarzać, nie lepiej wymyślić coś nowego? :/ Być może kiedyś przeczytam tę książkę, ale szczerze mówiąc, trochę mnie teraz do niej zraziłaś. :P
OdpowiedzUsuńJa sama nie jestem do końca przekonana do tej książki, z jednej strony to przenoszenie się w różne miejsca na świecie, ale jednak cały pomysł na fabułę rzeczywiście przywodzi na myśl "Igrzyska Śmierci", a ja chwilowo mam już dość książek opartych na tym samym motywie. Brak wyjustowania tekstu to dość nietypowy zabieg, tylko podejrzewam, że mi utrudniłby czytanie :)
OdpowiedzUsuńTa książka też u mnie czeka i czeka na swoją kolejkę... najlepsze jest to, że nie potrafię skończyć ,,Milion małych kawałków" już dwa razy zabierałam się za lekturę i zawsze ją przerywałam :)
OdpowiedzUsuńLekturę Endgame wspominam stosunkowo dobrze. Pamiętam, że świetnie bawiłem się śledząc losy bohaterów, wszystkie te pościgi oraz różnego rodzaju akcje. To ciągle jednak tylko przyjemna powieść akcji, która służy jedynie rozrywce. A ja szukam w literaturze czegoś więcej :)
OdpowiedzUsuńMy BookTown
To nie moje klimaty, więc raczej nie zamierzam sięgnąć po ten tytuł ;)
OdpowiedzUsuńO, patrz, nie wiedziałam, że niewyjustowany tekst jest charakterystyczny dla Freya. Myślałam, że skoro książka jest "niekonwencjonalna" to i autorzy stwierdzili sobie, że nie wyjustują tekstu XD
OdpowiedzUsuńMuszę się z tobą zgodzić, że jest to niezapadająca w pamięć powieść. Przeczytałam, fajnie się bawiłam, chociaż mnóstwo rzeczy mnie raziło, ale jest mi już obojętna.
Widzę, że nie tylko ja lubię sobie dowalić szczerością i nie słodzić o każdej książce. Uwielbiam grę perspektyw i zwięzłość. Często ludzie mylnie postrzegają książki przez pryzmat ich niewielkich rozmiarów. Że nie ich poziom. Ja na przykład bardzo to sobie cenię. Kiedy jedną stroną autor umie zaczarować, porwać i nie wypuścić czytelnika ze swoich objęć.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ją w ubiegłe wakacje. Dla mnie nie była bardzo zła, ale z drugiej strony, patrząc na nią przez pryzmat czasu, najlepsza również nie. Raczej do niej nie wrócę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
gabRysiek recenzuje