#książka - "Kod Leonarda da Vinci" D. Brown.

Każdy od czegoś zaczynał. Spotkał coś co sprawiło, że znalazł w życiu swego rodzaju cel, drogę czy po prostu rodzaj hobby. Dla jednych mogą to być szkolne zajęcia wychowania fizycznego, które zaszczepiły w danej osobie miłość do chociażby siatkówki. Dla innych może to być lekcja muzyki ujawniająca ukryty talent i nieznany wcześniej pociąg do tworzenia muzyki. Oczywiście, nikt nie powiedział, że tylko szkolne zajęcia są w stanie w tym człowiekowi pomóc. Może to być miliard innych rzeczy. Jednak gdy patrzę na siebie i myślę co we mnie taką miłość zrodziło, myślę o szkole. O lekcji polskiego i bibliotece.
Druga, zrodziła we mnie miłość do książek zdecydowanie wcześniej. Jednak to pierwsza tę miłość w jakiś sposób ukształtowała. To mój polonista, z którym styczność miałam niestety tylko przez rok, pokazał mi jakie książki pochłaniają mnie najmocniej. Nie wiem czy był świadom tego co robi, ale jestem mu za to ogromnie wdzięczna. To dzięki niemu poznałam "Kod Leonarda da Vinci" i pokochałam thrillery.


Książka i jej ekranizacja były swego czasu tak popularne, że przytaczanie ich fabuły wydaje się być zbędnym. Jednak tylko wydaje. Robert Langdon, znawca symboliki religijnej, zostaje wplątany w niezwykle zagadkowe morderstwo kustosza Luwru. Rozwiązanie tej zagadki staje się kluczem do rozwikłania jednej z najstarszych i najpilniej strzeżonych tajemnic, której ochroną zajmuje się tajemnicze stowarzyszenie.
Z ręką na sercu przyznaje, że historia ta wywarła na mnie o wiele większe wrażenie gdy czytałam ją jako młodzik, po raz pierwszy. Teraz nie piorunuje mnie aż tak bardzo. Może dlatego, że nabrałam dystansu do informacji w niej zawartych? A może dlatego, że w jakiś sposób dojrzałam i oczekuje od czytanych książek czegoś więcej? Stwierdzić nie potrafię.
Rzeczą pewną jest, że książka jest dość kontrowersyjna, przynajmniej jeśli traktuje się ją całkowicie poważnie. Patrząc na tematy jakie porusza i co poddaje wątpliwością, dziwnym nie jest, że stała się pozycją przez Kościół zakazaną. A przynajmniej była, z tego co kiedyś o moje uszy się obiło.
Zaletą sposobu pisania Brown'a sa krótkie, wręcz momentami minimalistyczne, rozdziały. Momentami jest to irytujące, bo akcja rozdziału dopiero się zawiąże, a tu już koniec. Jednak ma to swoje plusy - rodzi niesamowite napięcie. A to przebija wszystko. W końcu o napięcie w thrillerach chodzi. Ponadto, książka jest skonstruowana w sposób przychylny dla czytelnika, bo czyta się ją bardzo szybko. Absorbuje uwagę i nie daje o sobie zapomnieć. Przynajmniej w czasie czytania.
Brown, mimo, że pisze o rzeczach trudnych i skomplikowanych, nie używa przy tym wybujałego języka. Konstruuje wszystko tak, by nawet najmniej myślący i analizujący czytelnik zrozumiał o co w tekście chodzi. Przyznać trzeba, że ułatwia to zadanie gdy czytasz o rzeczach o których wcześniej nie miałeś pojęcia. A tutaj raczej tak jest.
Moim zdaniem to prosta, łatwa i przyjemna opcja na nudny wieczór. Nie wymaga myślenia od czytelnika, bo wszystko zostaje wytłumaczone w sposób wręcz  łopatologiczny.
Teraz, po latach odkąd spotkałam się z "Kodem", jak już wcześniej wspomniałam, nabrałam dystansu do informacji jakie przekazuje. Kiedyś wierzyłam w nie bardziej naiwnie niż teraz. Pewnym jest, że czytając Brown'a trzeba zachować dozę rezerwy i nie wierzyć w każde przekazywane przez niego słowo. I to nie tylko w przypadku tej jednej książki.
Kiedyś Dan Brown był moim ulubionym pisarzem. Ale to było dawno i przez moment. Jednak z czasem jak sięgałam po kolejne thrillery szybko z tego piedestału spadł. I to znacznie. Teraz mam do niego głównie sentyment.

5 komentarzy:

  1. Jak najbardziej się z tobą zgadzam! "Kod Leonrda da Vinci" mną wstrząsnął i byłam pod wielkim wrażeniem Browna. Ale, jak to ładnie ujęłaś, spadł z piedestału po kolejnych kilku pozycjach. A szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już od jakiegoś czasu przymierzam się do sięgnięcia po tą lekturę. Po Twoich słowach chyba w końcu się zdecyduję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic dodać nic ująć, zgadzam się z Twoją wypowiedzią.
    Była to moja pierwsza książka Browna i zafascynowała mnie tak mocno, że w ciągu dwóch dni przeczytałam ją jednym tchem. Lubię do niej wracać, ale nie oddaje tego już wrażenia co za pierwszym razem. Warta uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może w niedługim czasie się skuszę!

    OdpowiedzUsuń

Komentarz to dla Ciebie chwila, zaledwie kilka uderzeń w klawiaturę. Jednak dla mnie, jest to ogromna siła motywująca do działania. Dlatego dziękuje Ci za każde słowo jakie tu zostawiasz. ;)

Obsługiwane przez usługę Blogger.